piątek, 1 listopada 2013

Do Wiedźmy i Marty - orientacja czy preferencje

Orientacja czy preferencje? Taki mini spór się wytworzył przy okazji rozmowy na zupełnie inne tematy. Nawet nie podjęłyśmy go na poważnie, nawet nie wykrzyczałyśmy z siebie definicji. Taka dygresja, coś niby na marginesie, wymiana kilku słów:

Ktoś z sali: - ...preferencje seksualne...
Wiedźma i Marta: - Nie ma czegoś takiego jak "preferencje", orientacja!
Ja: - Jak to??!!
Wiedźma i Marta: (próba reakcji)
Ja: eeeh (macham ręką)

No ale wracam upierdliwie do tematu.

Skoro podczas treningów anty-dyskryminacyjnych wprowadza się rozróżnienie między płcią biologiczną i kulturową, skupiając się na tej drugiej, tłumacząc początkującym, co oznacza konstrukt kulturowy i jak w oparciu o ów fantazmat buduje się i umacnia różne stereotypy dotyczące kobiet i mężczyzn, dlaczego niby orientacja seksualna ma być postrzegana esencjalistycznie? Czy oznacza to, że można odrzucić esencjalizm na jednej płaszczyźnie przy jednoczesnym wspieraniu go, gdy chodzi o inne kategorie? Czemu słowo "preferencje" w odniesieniu do seksualności razi?

Według mnie pojęcie "preferencje seksualne" jest przejawem postawy tolerancyjnej w przeciwieństwie do upierania się przy "orientacji". Ok, według danych, w zależności od badaczy 
do kinseyowskich 6-stek (osób wyłącznie homoseksualnych) zalicza się około 3-7% populacji, podobnie ma się sprawa z 0-rami ("czystymi" hetery(cz)kami). Czy można jednak zdecydowanie uznać, że jest to kategoria biologiczna? Psychologiczna? Na pewno "orientacja" przydaje się przy walce o prawa mniejszości seksualnych - łatwiej przekonać mainstream, że ktoś się taki urodził, że pożąda jedynie przedstawicieli/ek "własnej płci", niż, że jest to "jedynie" preferencja - czyli świadomy wybór, uznany zresztą społecznie za mniej pożądany niż hetereoseksualność. A zatem posługiwanie się koncepcją orientacji można uznać za strategię polityczną czy propagandową, by efektywniej wspierać działania na rzecz równouprownienia osób stereotypowo postrzeganych jako nie(hetero)normatywne. 

"Preferencja", natomiast, sugeruje wybór. A zatem implikuje, że można ten wybór znormatyzować i przekonać do heteroseksualności, lub "wyleczyć" delikwenta. Nie rozumiem, jednak, trwania przy pojęciu "orientacja" osób zajmujących się gender studies, a także badaniami nad seksem.

Po pierwsze, obecnie koncepcję kategorii płci się podważa (i to już conajmniej od 1991 - kiedy to Butler napisała słynne Gender Trouble a prowadząc rozważania powoływała się na pracę Foucault Historię Seksualności z 1976 roku). Francuski poststrukturalista dekonstruuje kategorię płci i dowodzi, że to nie obiektywna kategoria biologiczna staje się podstawą do naszego myślenia o płciowości i seksualności, ale odwrotnie – to imperatwy jurydyczny, czyli kompulsywna potrzeba kodyfikacji tworzy rozróżnienie na płci, a „normalna” seksualność właściwa konkretnej płci wyłania się w sposób „naturalny” jako efekt (biologicznego) podziału na płci. Butler podejmuje ów trop i także przytaczając historię Herculiny Barbin, pamiętniki XIX-wiecznej hermafrodyty jak i zjawiska drag eksponuje performatywność płci. Butler postuluje, że „sex is a gendered category”, co oznacza, że kultura oddziałowuje na nasze rozumienie płci biologicznej. Performatywność oznacza, że odgrywamy naszą płeć jak rolę na scenie, niczym drag queen, który wciela się w ultrakobiecość, a przecież odbiorca spektaklu drag zdaje sobie sprawę, że taka kobiecość „przerysowana” nie istnieje. Butler, zatem, wnioskuje na poziomie filozoficznym, że płeć jako kategoria nie ma znaczenia, więc może od niej odejść?

Zresztą Gerald N. Callahan potwierdza twierdzenia Butler na poziomie biologicznym. W swojej pracy Between XX And XY. Intersexuality And The Myth Of Two Sexes wskazuje na nieistoczność kategorii płci, jako że jej idealne wzorce są w praktyce nieosiągalne i raczej można mówić o płci induwidualnej dla każdej jednostki. Skoro tyle płci ile ludzi, owa kategoria mija się z celem.

Skoro twierdzić uparcie, że istnieje „orientacja” seksualna, jaką orientację posiada osoba interseksualna? Herculine Barbin, hermafrodyta, której pamiętniki odnalazł Foucault i opatrzył je wstępem jest homoseksualna, czy heteroseksualna? Wychowana jako dziewczyna dojrzewając w szkole przyklasztornej odczuwa pożądanie do przyjaciółki – jest to pożądanie homoseksualne czy hetero, skoro potem zostaje uznana przez sąd za mężycznę i pozbawiona prawa do noszenia damskich ubrań?
Jak dowodzi Callahan interseksualność pod różnymi postaciami i  w różnym stopniu „natężenia” występuje o wiele częściej niż nam się wydaje. Czy zatem istotne jest odkryć w sobie płeć, żeby potem „właściwie” zdiagnozować swoją orientację? Czy koniecznie trzeba przyjąć odpowiednią tożsamość seksualną, której różne kwalifikacje wciąż się mnożą? Homoseksualista jako tożsamość, powtarzając za Foucault to zjawisko, które pojawiło się ok 1870 roku. Nie oznacza to jednak, że wcześniej nie istniały zachowania homoseksualne czy homoerotyczne.

A więc postuluję „preferencje” seksualne, które w sobie zawierają o wiele więcej niż uproszczony podział homo-hetero, albo bi (zresztą dość podejrzane, nawet w środowiskach LGBTQA ..., bo przecież trzeba się „określić”, a bi to taki odstępca, niewierny swojej „orientacji”). Jak twierdzi Eve Kosofsky Sedgwick w kanonicznym już dziele w obrębie gender studies Epistemology of the Closet – dlaczego, skoro istnieje szeroka gama zachowań seksualnych właśnie homoseksualizm i heteroseksualizm dostąpiły miana orientacji? Dlaczego nie opierać kwalifikacji na S/M, czy BDSM, masturbacji, gotowości do angażowania się w relacje seksualne z wieloma partner(k)ami itd?


Może po prostu, niczym starożytni Grecy, którzy pożądali piękna, bez względu na to, czy ukazywała się ono pod postacią młodzieńca czy młodej kobiety (znów Foucault, tym razem Historia Seksualności – tom II) , pożądamy konretnej osoby? Bo nawet, jeśli ktoś, uważa się za osobę heteroseksualną – wcale nie pociągają go/jej wszyscy reprezentaci płci przeciwnej. Wręcz przeciwnie, zazwyczaj jest to garstka osób, która w jakiś sposób na nas odziaływuje erotycznie. Więc niech żyją preferencje!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz