
M. twierdzi, że płeć w sztuce nie ma żadnego znaczenia, czy mieć nie powinno - coś jest ciekawe, albo nie i to ciekawe broni się samo. Wyraża też lekką irytację na kategoryzowanie typu "literatura kobieca", "kino kobiece" itd. jakoby ten przymiotnik "kobiecy" miał być przypisany do pewnego typu wrażliwości, który przecież nie unaocznia się jedynie u kobiet. Ale ja tam, za Spivak, wierząc chyba w postpłciowość, uznając "strategiczny essencjalizm" za ciekawą strategię, nie zamierzam odrzucać tej kategorii, zdając sobie jednak sprawę z jej konstrukcji. Jeden z wyrażnych momentów, jakie wspominam, kiedy to poczułam "kobiecość" książki - łączy się dla mnie z "Biegnącą z wilkami" - książkę, którą zamówiłam, a gdy przyszła wyczekiwana, z ciekawością podżeganą (chyba, tego już nie pamiętam) nie tylko przez doradczynie w postaci interesujących mnie pisarek czy intelektualistek, ale i przez moje osobiste przyjaciółki, typu Ka., rzuciłam w kąt lekko rozczarowana nie przebrnąwszy przez więcej niż klika stron. Jakoś odrzucił mnie ten patos, a może właśnie ta "kobiecość" perspektywy. Sięgnęłam po lekturę znowu, kiedy leżałam na ginekologii - poczułam, że właśnie szpital "kobietoznawczy" tworzy dla mnie środowisko idealne do przeczytania tego dziełka Clarissy Pinkoli Estes i zrobiło na mnie niezwykłe wrażenie. Koncepcja wieku mierzonego nie latami, lecz "bliznami" bardzo do mnie przemówiła wraz z gojeniem się mojej blizny, niewidocznej dla nikogo z zewnątrz, kto nie dysponuje wziernikiem. M. by teraz może to zbył jako "złotą myśl do zapisania w kolejnym tomie". Chyba nie zawsze patos dyskredytuje.
Czytając "Genialną" i kolejny tom "Historia pewnego nazwiska" - przenoszę się w świat moich dziewczęcych przyajźni, i tych obecnych - dziewczyńsko-kobiecych. W tym aspekcie czuję, że płeć ma znaczenie, bo te chłopaki, z którymi gadałam, nie doznali tego typu relacji przyjaźni, o jakiej pisze Ferrante. Lojalność przeplata się z rywalizacją, wsparcie z zawiścią, szczerość z jej brakiem, by zachować twarz, podziw i fascynacja z nienawiścią i bólem. M. mówi, że nie doświadczył tego rodzaju przyjaźni - może ze względu na swoje dość częste przeprowadzki, więc brak mu tej ciągłości przyjażni/kumpelstwa z jedną osobą od wczesnej podstawówki po liceum. A może tu chodzi o to, że chłopcy mają bardziej paczkę kumpli niż jednego przyjaciela?
Narratorka Ferrante pisze ze szczerością o jej przyjaźn i o tym, jak przyjacióła, Lila, na nią oddziałuje - że to dla niej robi wiele rzeczy w swoim życiu. I nie chodzi tu o podporządkowanie swojego życia przyjaciółce, ale o tym, że wiele z tego, czego się uczy, o czym myśli, jak się zachowuje często przefiltrowuje przez oczy swojej przyjaciółki, która o tym nawet nie wie. To takie zjawisko jak owa "podwójna świadomość" opisywana przez W.E.B. Duboisa, kiedy to nie patrzymy na siebie własnymi oczyma, ale i oczyma innej grupy - u niego białych. Albo może to o to chodzi Lacanowi (którego poznałam jedynie przez Żiżka), kiedy mówi o wieloznacznym pożądaniu, którei "jest pożądaniem Innego" - zarówno jego samego (Elena pragnie być blisko swej przyjaciółki, nie stracić nic z jej życia, trochę niczym Serenus, narrator Dr. Faustusa, gdy opisuje przyjaciela, Leverkuhna, odsuwając się w cień."), ale również pożąda tego, czego pożada Lila.
Podoba mi się również szczerość z jaką Elena opisuje tworzenie siebie przy pomocy idei, myśli, inspiracji różnych ludzi - w dużej mierze swojej przyjaciółki. Pamiętam jak ja przyznałam na jednym ze spotkań Gaffowego Klubu Dyskusyjnego, że bardzo wiele z mojej tożsamości feministycznej paradoksalnie zawdzięczam moim chłopakom - C. i A.. Kuba stwierdził, że to smutne. Elena ma podobne uczucia - czuje, że zakłada maskę, jest taką postacią graniczną siedzącą okrakiem między swoją biedną dzielnią w Neapolu a wykształconą kobietą z Pizy, która wciąż czuje, że brak jej kapitału kulturowego (choć nie nazywa tego tymi słowami - p.s. to chyba jest duża zaleta Lili - nie nakłada maski, przynajmniej w oczach przyjaciółki). Autentyczność v. kreacja to ważny wątek w tej powieści, zwaną również "czytadłam" przez Olę z biblioteki, czy Graff, która się zastanawiała, czy to jest dobra lit., czy zwykłe czytadło, jak wymieniłam z nią parę zdań w drodze do Rumunii.