środa, 9 października 2013

Przerwana więź - opowiadanie

"Przerwana więź"
Agata Agnieszka Włodarczyk (Aninreh)
Pierwodruk: "Trismegista" 1/2007


Czasami jeszcze odzyskuję swoją indywidualną świadomość. Pamiętam, że mam ciało, które składa się z rąk, nóg, głowy, brzucha… Wtedy otwieram coś, co kiedyś nazywałam oczyma. I nic się nie zmienia. Widzę dokoła siebie tylko pustkę. Pustkę i ciemność. One dwie stanowią tutaj jedno, przenikają się, są sobą nawzajem. A przede wszystkim – są wszędzie. Na pewno je widzę, bo przecież mam otwarte oczy, a one do tego właśnie służą. Tyle jeszcze pamiętam.
Jestem sama, zawieszona pomiędzy czasem a przestrzenią. Jestem w tej Ciemnej Pustce… Nie czuję nikogo poza sobą… Chociaż może po prostu nie umiem już czuć? To może tak naprawdę niczego nie widzę? Po prostu nie odbieram bodźców wzrokowych…
Właśnie! Ja nawet nie pamiętam, jak to jest widzieć. Prawie nic już nie pamiętam. Całą mnie zajmują tylko one, moje jedyne towarzyszki – ciemność z pustką. Ciemność i Pustka.
Ciemność i Pustka.
Pustka i Ciemność.
Razem, jako jedno.
Rozmyślając o nich przypominam sobie kilka słów, których znaczeń nie pamiętam. Światło. Kolory. Blask. Promień. Pojęcia, abstrakty bez żadnych reprezentacji, doznań… czyste, suche, puste słowa. Bez znaczenia. Wiem, że światło jest przeciwieństwem ciemności, ale nie wiem, jak wygląda. Co czułam, kiedy było wokoło mnie. Jeśli w ogóle kiedykolwiek było… Bo było?
Tak wiele nieistotnych spraw ostatnio zaprząta mój umysł. Coraz dłuższe są okresy, kiedy oddzielam się od Pustki i Ciemności. Nie wiem, ile trwają dokładnie. Pojęcie czasu jest kolejnym, którego znaczenia nie pamiętam, a przynajmniej go sobie nie uświadamiam. Więc może tak naprawdę trwają tle samo? Nie. Ja wiem, że jest inaczej. W pewien sposób moje ciało jest przecież nadal w stanie funkcjonować. Ono samo wie, jak żyć. Może w ten sam sposób odbieram długość tych moich rozmyślań? Prawdopodobnie właśnie tak podświadomie je rejestruje – opieram się na ilości oddechów, uderzeń serca…
Staram się przypomnieć sobie, dlaczego tutaj jestem. Jak się tutaj znalazłam, co jest poza Ciemnością i Pustką. Ale nie jestem w stanie. Jedyne, co wiem, to że jest to istotne. Moja obecność tutaj jest ważna. Dla mnie samej, dla nikogo innego… Jeśli w ogóle istnieją inni. Bo może jestem już tylko ja? Zupełnie sama?… Nie. To też nie. Kiedy nie funkcjonuję w oparciu o swoją świadomość indywidualną, kiedy jestem skupiona na świadomości kolektywnej – czuję innych. Ich oddechy, ich spokojne, błogie myśli. Nie jestem sama, chociaż teraz tak mi się wydaje.
Jest jeszcze Ona.
Matka Pustki i Ciemności.
Nie wiem… Nie pamiętam jej imienia!! Ta myśl mnie przeraża. Uniemożliwia powrót do wnętrza siebie, do tego upojnego stanu jedności…
Światło. Widzę światło, przedziera się przez ciemność, pędzi wprost ku mnie. Zbliża się bezlitośnie oślepiając moje oczy. Oczy rozsadza ból, umysł zakrywa fala ciemności.
 – Jest reakcja! – wrzeszczy męski głos. – Więcej ciepła! Jest zimna jak lód!
– Szybciej!! – to wrzask kobiety, ona błaga.
– Jest puls! – oznajmia ten sam głos, który pierwszy krzyknął.
– Ona wróciła! Nareszcie do mnie wróciła! – lamentuje tamta kobieta.
Światło. Kolory. Sufit. Szpital. Pojęcia błyskawicznie dopasowywały się do zjawisk obserwowanych przez moje obolałe oczy. Nie pamiętałam tego jeszcze przed chwilą… a może przed paroma dniami? Miesiącami, latami? Nie wiem. Dla mnie nie było czasu. On mnie nie obowiązywał. W pewien sposób mijał miejsce, w którym przebywałam…
Czemu więc światło zapalało się i gasło, czyjeś kroki niosły się echem po korytarzu, by potem zniknąć? Mnie prawo czasu nie dotyczy przecież.
Mogę czas odczuwać, ale on mnie omija. Nie chcę go. Chcę zostać sama. Nie potrzebuję czasu, nauczyłam się bez niego żyć. Ona mnie tego nauczyła. Ona. Moja matka…
Sufit. Ściana. Podłoga. Ból. Jęk. Przerażenie. Głosy. Szybki stukot kroków. Ciemność.
Nareszcie.

#
 – Witaj, Córko Nocy – cichy, melodyjny, ciepły głos wyrywa mnie z wnętrza umysłu.
Kim jesteś?!
– Jestem Synem Dnia. Mam ci dopomóc powrócić do nas.
Nie… nie… ja nie chcę Dnia… ja chcę z powrotem do swojej ciemności…
– Przykro mi, ale to niemożliwe. Noc nie jest wyjściem, ani ucieczką od problemów… Ty niczego nie rozumiesz…
Ty nie rozumiesz, co znaczy ciemność… Zostaw mnie… Przestań dręczyć…
– Nie, Córko Nocy, nie mogę tego zrobić. Będziesz mówić tak, jak mówią Dzieci Dnia, będziesz kochać Dzień , jak i my kochamy. Staniesz się na powrót Córką Dnia… Chcę ci pomóc, Córko Nocy, jedynie pomóc.
Nie chcę jej od ciebie! Ja chcę do swojej Nocy!
– Nigdy. To niewykonalne, znasz zasady, ten, kto raz opuści łono Nocy, nigdy doń nie powróci…
– Tylko jeśli zrobi to z własnej woli…
Ja mówię! Nocy, ratuj! Ja zaczynam mówić!
– Brawo, brawo, już niedługo wrócisz do nas. Nieeeeeeee! Nie dasz rady!! Ja należę do Niej!!
– Już nie, Yume. Już od dawna do niej nie należysz, tak naprawdę ty nigdy nie byłaś jej.

#
Leżałam na szpitalnym łóżku wpatrując się w sufit. W pomieszczeniu, w którym się znajdowałam panował półmrok, łagodził ból oczu. Całą sobą próbowałam ponownie zanurzyć się we własny umysł. Syn Dnia przychodził codziennie, czasami z jakąś kobietą, która mówiła, że jest moją matką. Nie rozumiała, że Matkę ma się tylko jedną. Ona nią nie była. Cała moja dusza, całe ciało tęskniło do Ciemności i Pustki. Do Matki. Do Nocy!! Nikt tego nie rozumiał.
Czasami z oczu ściekała słonawa woda. Ciałem wstrząsał dreszcz, z gardła dobywały się ciche jęki. Płakałam. Potem było lepiej, jednak nadal czułam się wewnętrznie pusta, jakby ktoś odebrał mi część własnej duszy, zostawiając ułomną powłokę. Tylko to pozostało. Bo Ona nie mogła tutaj przyjść, nie mogła zabrać z powrotem do siebie. Pilnowano mnie przez cały czas. Chcieli mieć pewność, że mnie nie stracą. Mówili, że jestem ważna, istotna, jedyna. Że zostałam sprowadzona tutaj tylko dlatego, że sama tego chciałam, bo przecież urodziłam się w Krainie Dnia, w Świątyni Światła, pobłogosławił mnie sam Dzień. To normalne, że do niego tęskniłam.
Kłamstwo.
Nie wierzyłam im. Wiedziałam, że rzeczywiście, tęskniłam. Ale za kimś innym… Za tym, który otworzył mi do Niej drogę. Leżąc na łóżku, płacząc, wzywałam go w duszy.
Chciałam, żeby mnie zabrał stąd i oddał Nocy.
Albo zabił – byle tylko zakończyć ten koszmar, do którego tak łaskawie mnie przebudzono!

#
Delikatne, chłodne muśnięcie policzka wyrwało mnie z apatii, w którą zaczęłam popadać coraz częściej. Odwracając głowę obawiałam się, że zobaczę Syna Dnia, ale to nie był on. Twarz okolona czarnymi, gęstymi włosami, łagodne, orzechowe oczy…
Rozpłakałam się. Tym razem ze szczęścia.
– Yume – przemówił łagodnie, gładząc mnie po włosach. – Usłyszałem Twój krzyk. Ona za tobą tęskni. Jej serce krwawi pozbawione swojego pięknego Snu.
Zabierz mnie… do niej… błagam…
– Chcesz tego, Yume? Jeśli chcesz tego całą sobą, Ona cię znowu przygarnie do serca.
Chcę.
– Zamknij oczy, kochana. Ponownie spełnię Twoje marzenie. Poproś Ją, żeby ci dała zapomnienie. Nie możesz do mnie tęsknić, kochana, bo wtedy znowu cię znajdą.
Ale…
– Cii. Zamknij oczy. Pomyśl o Niej. O tym, jak bardzo chcesz znowu z Nią być.
Tak…
Zamknęłam posłusznie oczy. Jego chłodne palce objęły moje policzki. Zanim ponownie zanurzyłam się cała w sobie, zanim odzyskałam swoją kolektywną świadomość, zanim znowu przywitałam radośnie Ciemność i Pustkę, poczułam dotyk jego ust na czole. Znowu mnie poprowadził do tej, która mnie kochała.
Wróciłam do Niej. Do mojej Nocy.
A on?… On miał inne zadanie do wypełnienia… Inną Wybudzoną do znalezienia.

Gdzie się podziewasz Dzienne Stworzenie,
błądzę po świecie szukając cię,
a ty się ukrywasz w Świątyni Dnia,
gdzie ja, Nocne Dziecię, wstępu nie mam… 

26/01/2007

2 komentarze:

  1. Letargiczne bardzo i senne, może senne jak Yume (!). Więcej! Kojarzy mi się z Royksopp "What else is there"! zresztą, jak czytałam drugi raz to sobie włączyłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest w sumie przerobiony początek czegoś, co miało być powieścią. Ale tego projektu chyba nigdy nie ruszę :/ Nadawałby się na komiks, może, jeśli by się znalazł chętny rysownik/chętna rysowniczka ^-^"

    OdpowiedzUsuń