środa, 2 października 2013

Poznaję rzeczy.
Czasami się wypełniam. Czasami wybrzuszam.
Przyjaciele niepisani. Albo przepisani z kołonotatnika.
Niektóre rzeczy się nie zmieniają i to jest przedziwne i niezrozumiałe kiedy zmieniamy się my sami...
Kiedyś oddałabym cały wszechświat a teraz wszechświat obchodzi mnie bardziej niż wszystkie obietnice.
I na nowo odnajduję przyjemność w ciele.
Chciałabym mu zawierzyć i oddać się w przestrzeni choć jednocześnie zachować dystans, kt przecież tak lubię.
Dystans jako miara wszystkich rzeczy pierwszych.

Ciało jak plastelina. Odgniata się właśnie pod wpływem i bez wpływu, samoistnie.

Wczoraj pożegnałam Grieghallen więc u mnie transowośc i Royksopp. Zapadam się w stan.
Aby się wydobyć
Ucieleśniać i okiełznać ciało, kt się wylewa łykami; chwytam a ono się wylewa na ulicę.
Bo znów się rozwarło i pochłania doświadczenia.
Modlitwy i poranne biegi.

Rozumiem ale nie pamiętam.

A jakiś świat się pokończył. Moje penetrowanie tego organizmu. Zaglądanie pod podszewkę i przekraczanie kulturowych znaczeń, bo na tej powierzchni i pod nią - wszyscy byliśmy równi. Hiszpan z dwójką dzieci, kt mył okna i bał się, że zabierzemy mu ścierki; Rumunka, kt choruje na bezsenność od dwóch lat a w Bergen od lat 8; Estończyk, kt udawał Holendra: Czech, kt brał nas za elektryczki; Norwedzy, kt od pracy bardziej cenią sobie przerwy na kawę; Polak, kt później nie wyobrażał sobie bez nas dnia. I w końcu my.
Kobiety.

I wciąż mam poczucie, że wstanę rano i pójdę. Pobiegnę. Pojadę albo pofrunę. A świt będzie zwarty ale świeży, kolory takie do dotknięcia. Zimno tylko na powierzchni, pod skórą atrament, głód, rozpostarcie i myśl, że to jedynie kawałek tego co jeszcze się po drodze powydarza.

Dlatego transowość przy Royksopp.
Transowość w wieczorze i w kolorze.

Na ulicach leży październik i dopiero dziś to zauważyłam.

/Norwegian Wood/

4 komentarze:

  1. to wszystko jest niedoopowiedzenia! kazdego dnia czuje sie wyjebana z kapci na nowo ! juz myslisz, ze zasznurowales mocno buty...a tu jeb ! nawet nie wiesz z ktorej strony...Leze sobie w king size bed z gambianskim "termoforkiem", popijam wode i zagryzam sucha bulka...no co zrobisz ??? no nic nie zrobisz ! Pajac zabija prostututki i jest splukany....Pisala Pacynka zza sciany ;) p.s - brak PL znakow spowodowany przytulonym laptopem T., jak wiadomo moj staruszek nie nadaje sie na dluzsze posiedzenia i do tego w lozku, gdzie brak stabilnosci niestety uniemozliwia mi korzystanie z mojej "zalaczonej" klawiatury ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny tekst Ka. Wiem, to brzmi jak "słit focia" na fejsie, ale cóz.

    Inspirujesz mnie muzycznie - fajnie, że wplatasz odniesienia do Ivera czy Royksoppa i innych. No i znalazłam - tak hypertekstualnie idąć od jednego skojarzenia do drugiego ścieżką elektroniczną - piosenkę The Knife "At The Cafe" - ale by pasowała do tekstu o kafejce jako heterotopii. Przypomniałam sobie, że wcale nie jest za późno i mogę dołącztć teraz.:)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. W ogóle Madzia, super, że się uaktywniłaś. Czekamy na tekst(?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ola! The Knife słuchałam też wczoraj i czytałam Bator! W ogóle te przeplatane muzyczno-słowno-sytuacyjne wątki są jak spacery - czuję to zwłaszcza jesienią, bo to taka metafizyczna pora. Taka pora do zbierania. Przecież za dzieciaka się zbierało liście i kasztany i tworzyło się nowe. To jesienne zbieractwo ma jakiś teraz inny wymiar choć przecież podobny; może teraz w innych rejonach się człowiek porusza po prostu. Ale jesień przy The Knife i przy Royksopp to brzmi fantastycznie!!

    OdpowiedzUsuń