wtorek, 17 września 2013

Kafejka jako heterotopia









Michel Foucault definiuje heterotopię, w odróżnieniu od utopii, jako zarazem mityczną przestrzeń, którą zamieszkujemy, jak i przestrzeń będącą miejscem kontestacji. Heterotopia to również odseparowany wycinek świata pełniący specjalną funkcję, np. cmentarz, kościół czy ogród. Dla mnie najczęściej odwiedzaną heteropią jest kafejka nieopodal mojego domu. Co prawda francuski filozof zdaje się nie wymienił kawiarni w swoim eseju, choć być może się mylę, bo Of Other Spaces czytałam jakiś czas temu, a i ja nigdy nie myślałam o mojej lokalnej knajpce, którą nawiedzam w ten sposób. Jednakże jakby się bliżej temu przypatrzeć, kawiarnie, szczególnie te klimatyczne, zdecydowanie można zaliczyć do heterotopii w sensie foucauldiańskim; mają one bowiem swój charakter stworzony dzięki wystrojowi wnętrza, muzyce, obsłudze i klienteli. Wpisywalność  w definicję Foucault potęguje wielkie lustro na ścianie, które, jeśli siądzie się na skórzanej, trochę wytartej i przyjemnie wysiedzianej kanapie zaraz przy wejściu, odbija prawie całe wnętrze a siedzących okala złotą ramką. W Of Other Spaces autor, bowiem, definiuje lustro jako przejście z heterotopii do utopii, czyli miejsca, którego nie ma.

W kawiarni czas płynie wolniej niż nazewnątrz i chyba o to chodzi, by usiąć i się odprężyć, delektując się kawą, herbatą i rozmową przy cieście lub papierosie. Do chodzę zarówno, by się zrelaksować ale także by pracować, stworzyć sobie utopijną wizję pracy jako przyjemności, zręsztą odbitej we wczesniej wspomnianym przeze mnie staroświeckim lustrze. Siedzę tam i czytam, robię notatki, piszę i wysyłam maile służbowe. Niby mogłabym pracować w domu – byłoby taniej, ale gdy poza domem piję dobrą kawę, którą nadzwyczaj sobie cenię za smak, a chyba jeszcze bardziej za aromat i estetykę jej serwowania, no i najwżniejsze – pradoksalnie w kawiarni potrafię się skupić lepiej niż w domu. Gdy o tym myślę, przypomina mi się Cherrie Moraga pisząca o Glorii Anzaldui, „chicańskiej” intelektualistce, autorce ważnej pozycji dla ruchu Chicana[1] Borderlands/La Frontera: The New Mestiza, która to pisarka ponoć zawsze pisywała w jednej zatłoczonej kawiarni, bo w ten sposób pracowało jej się efektywniej.

Czasem rozpraszają mnie trochę rozmowy osób siedzących nieopodal. Jakkolwiek, przyznam otwarcie, ba, dokonam takiego mini coming-outu, lubię nadstawiać uszu i podsłuchiwać, o czym rozprawiają ludzie. Może jestem jakaś podsłuchiwaczką, może to rodzaj dewiacji, może to oznaka, że nie mam „swojego życia”, skoro kręcą mnie rozmowych nieznajomych, ale jak już się zdekoncentruję, bo ktoś mówi na tyle głośno, że nie mogę się wyłączyć, ciekawi mnie, co dzieje się przy stoliku obok.

Głównie podsłuchuję dziewczyny i kobiety, dlatego, że to głównie koleżanki czy przyjaciółki praktykują zwyczaj nasiadówek kawkowych. Dziewczyny nastoletnie, czy dwudziesto-paro-letnie słychać bezbłędnie, nawet dla mnie nie stanowi to wysiłku, pomimo moich problemów ze słyszeniem – nie mam zdiagnozowanego żadnego uszczerbku na słuchu, po prostu lubię, jak ktoś mówi głośno i wyraźnie – albowiem młode laski śmieją się całą sobą, angażują się w rozmowę, lub przybierają nonszalancką, hipsterską pozę. Za każdym razem ten typ rozmowy zwraca na siebie uwagę – albo poprzez szczerą, hałaśliwą, szczeniacką ekscytację, albo poprzez irytujący, wystudiowany ton, mający na celu wyrazić przekaz: jestem zajebista i zblazowana. Gdy podsłuchuję te młode, czuję się jak starsza kobieta, albo jak nauczycielka stereotypowa, bo mam ochotę wtrącić się do rozmowy z czymś w stylu: „Ja w Twoim wieku też tak sądziłam, ale teraz wiem, że...” i karcę się, bo pamiętam, że ja w ich wieku też nie miałam zamiaru szacunku do żadnych wymądrzających się bab, uważających się za mądrzejsze jedynie z racji wieku. Ostatnio słyszałam rozmowę dotyczącą prezentacji maturalnej, jej tematu i potem kontynuacji, że o czymś tam nie za bardzo wie jak pisać, bo to z perspektywy (męskiego) bohatera, więc nie potrafi się z nim utożsamić. Poczym obie z koleżanką powzdychały, że facetom to lepiej. Niby zauważyły niesprawiedliwość porządku świata, ale tylko westchnęły zrezygnowane, jakby jedyne co pozostało, to pogodzić się z tym faktem. Od razu odbyłam szybką teleportację do świata 18-letniej Oli Hol i stwierdziłam, że po części też tak uważałam i znajdowałam ucieczkę z opresyjnej roli poprzez strategię przyjmowaną przez wiele kobiet pt. „wszystkie kobiety są...(i tu następuje szereg negatywnych stereotypów dotyczących kobiecości), ale ja trzymam się z facetami (w domyśle, bo jestem „inna, niezwykła, wspaniała”.  Fajnie jednak czuć się dojrzałą i stwierdzić, że akceptuje się swoją „kobiecość”, nie tę kanoniczną, stereotypowo rozumianą, jako fantazmat kobiet dotyczący kobiecości określanej przez ikonicznego Mężczyznę. Dobrze jest też się przekonać, że na świecie jest pełno super kobiet, dzięki którym można poczuć pełnię siostrzeństwa. I cieszę się, że dziewczyny rozmawiają o Wojaczku i motywie samotności w literaturze, bo to daje szansę na ich przyszłą ewolucję w stronę krytycznej analizy niesprawiedliwego porządku, nie tylko jego dostrzeżenie.

Inna grupa, która stała się elementem krajobrazu kawiarnianej heterotopii, to randkowicze wszelkiej maści, nie tylko młodzi. Najbardziej intrygują mnie randki z internetu seniorek i seniorów. Ludzi, którzy mają dorosłe dzieci, być może partner/ka im zmarł/a, może są po rozwodach a niektórzy odbywają schadzki w tajemnicy przez partnerem/ką, (zazwyczaj jednak, wg tradycji polskiej, ukrywają się przed mężem lub żoną). Seniorzy są urokliwi – zadają kłam wyobrażeniom wszelkich młodszych od nich, że przygoda, flirt, miłość czy seks są jedynie przywilejem świata młodych. Elegancko ubrane i umalowane panie spotykają się z starannie ubranymi panami. Cieszę się, jeśli ich rendez-vous przebiega sprawnie i coś między nimi iskrzy, ale smuci mnie niezwykle, jak randkowicze okazuję się zbyt rozbieżni. Wtedy muszą odsiedzieć dla przyzwoitości godzinę, żeby nie okazać nieuprzejmości drugiej osobie. Jedna ze stron nie rozumie ironii czy żartu, albo ktoś, monologuje, pozwalając rozmówcy jedynie przytakiwać. Zazwyczaj odchodzą po wypiciu jednej kawy, by wrócić za jakiś czas, z kolejnym partnerem na próbę.

Najbardziej mnie denerwują neurotyczne narcyzki koło 30-stki, które nudną opowieścią na role, w której głos opowiadaczki zawsze brzm miło, a treść wypowiedzi ma sens, podczas gdy cytowany interlokutor głos ma niemiły, agresywny, a to co mówi, nie świadczy najlepiej o jego intelekcie. Zazwyczaj nie dopuszczają koleżanki do głosu, tylko mówią i mówią, bo oczywista jest hierarchia tej relacji: mówiąca jest gwiazdą, robi karierę, zajmuje się ważnymi rzeczami i ma coś ciekawego do powiedzenia, a jej rozmówczyni w castingu została zakwalifikowana na  przytakiwaczkę. Jak słyszę ten nużący monolog, muszę opierać się pokusie nauczycielskiej interwencji nastawionej na demokrację mówienia: „dziękuję, teraz kolej drugiej pani”, mam ochotę zwrócić uwagę władczym, belferskim tonem, bo szept w przypadku Bardzo Ważnej nie zadziała.

Irytują mnie równie mocno niektórzy chłopcy i mężczyźni, tacy po polsku macho-meńscy. Milczą, więc cały ciężar rozmowy spada na kobietę, z którą przyszli. Szarmanckim, ostentacyjnym gestem płacą za jej americano, choć dla siebie zamawiają lody i czekoladę z bitą śmietaną, także ich deser zajmuje prawie cały stolik. Potem odpowiadają zdawkowo na pytania, sprawdzają komórkę co chwila, trzymając ją w ręku, żeby jej nie zapomnieć, chyba. W ogóle wszystko poza deserem i spojrzeniami na telefon jest zdawkowe – zdawkowy uśmiech, zdawkowy udział w rozmowie, zdawkowe zainteresowanie i zdawkowy żart rzucony sporadycznie, na który, za każdym razem, dziewczyna pragnąca ocalić randkę, czy zaprojektować ją jako udaną, reaguje głośnym śmiechem. Koleś śmieje się również, oczywiście zdawkowo.

Co dziwne, większość klientów, nawet tych dość regularnych, choć nie stałych bywalców, takich jak ja, która zagarnęła kawałek przestrzeni przekształcając ją w swoje miejsce pracowe, i która jest na Ty ze wszystkimi barman(k)ami, zdają się nie zauważać swojej rozpoznawalności. Gdy przychodzą tam co jakiś czas, regularni bywalcy i barman(k)i odróżniaję konkretne osoby, ale klienci karmią się iluzją anonimowości. Czują się bezpiecznie w publicznej przestrzeni, niby lubią daną kawiarnię, ale jakoś nie spotrzegają aktywnej obecności barmanek i barmanów. "Dzień dobry" rzucone na wejściu, utrzymywanie dystansu –czyli nie zagadywanie pracowników, daje im poczucie bycia samemu w tłumie. Więc opowiadają na głos swoje intymno-pracowe historie, przychodzą zdradzać męża, by za jakiś czas przyjść wraz z rogaczem, omawiają finanse, chwalą się, a barman(k)i starają się nie słyszeć i nie widzieć niczego zza baru, który staje się, jakże heteropicznym, lustrem weneckim.

Ola Hol

At The Cafe - The Knife


[1] Ruch Chicana oznacza ruch feministyczny kobiet mieszkających w USA, które mają również pochodzenie meksykańskie i identyfikują się z obiema kulturami, a także tożsamość pogranicza (nie tylko geograficznie, ale pod względem etnicznym, religijnym, kulturowym, seksualnym itd. – eklektyczna tożsamość łącząca pozornie elementy wzajemnie się wykluczające.

4 komentarze:

  1. Kafejka jako to specyficzne miejsce publiczne, takie udomowione (przez częste odwiedzanie tej jednej kawiarni i siadanie zawsze przy jednym stoliku - zawsze można się przesiąść, jeśli zajęty!) to mam wrażenie miejsce wielu spotkań. Takie skrzyżowanie kultur i znaczeń. Lubię to obserwować, choć zdaję sobie sprawę, że czasem to ja jestem obserwowana. Przysłuchuję się rozmowom, a czasem to ja wypowiadam te intymne szczegóły paplając i zapominając się w rozmowie z przyjaciółką. Niekt odchodza, niekt są tylko przelotem albo po raz pierwszy (zawsze to widać!) a niekt zamówią latte (jak zawsze) i będą pracować. Moim takim punktem świata była zawsze GreenC.na Pl. Konstytucji.

    OdpowiedzUsuń
  2. przyznam, że nie byłam tam odkąd wyjechałaś!
    Właśnie! Ja tu nie łażę po kawiarniach...w ogóle! Kawowanie znów stało się domowym rytuałem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok, Folkeroevere to nasza knajpa - drinkowa, ale moja to chyba krok og krinkel czy coś w tym stylu - ta z książkami;)

    OdpowiedzUsuń