środa, 25 września 2013

Książki.

     Czytam dużo choć prawdopodobnie mogłabym więcej. Dlaczego to robię? Bo lubię.
To raczej mało satysfakcjonująca odpowiedź. Czytanie sprawia mi ogromną przyjemność, ale nie rzucam się w książki jak pływak skaczący "na główkę" z dużej wysokości. Nie mam takiej potrzeby. Chcę mieć czas na inne rzeczy.
     Jednym z moich pierwszych wspomnień jest mama czytająca. Zresztą do tej pory robi to w każdej wolnej chwili. Dlaczego? Bo lubi i nie zaśnie bez przeczytania kilku stron wieczorem przy otwartym oknie (nawet zimą), po prostu nie może spać bez lektury, choćby nie wiem jak była zmęczona.
Gdy się widzi swoją mamę pochyloną nad książką i jeżdżącą co sobotę do biblioteki miłość do książek wydaje się być nieunikniona. Ale kiedy mama zabiera kilkuletnią dziewczynkę, którejś soboty ze sobą i ta dziewczynka ma cały dziecięcy dział tylko dla siebie, a tam na półce dokładnie na poziomie jej oczu stoi cała seria książek o Muminkach, można być pewnym, że będzie to miłość na całe wieki. Jakie to szczęście, że mama mogła brać do domu 12 książek!
     W gimnazjum szalałam za chłopakiem starszym o kilka lat. Wydawało mi się, że jest najmądrzejszym człowiekiem na ziemi, pewnie dlatego, że zawsze miał ze sobą jakąś książkę. Kiedy dowiedziałam się co czyta (nie pytajcie jak, nastolatki są w stanie zdobyć niemal każdą informację jeśli tylko tego chcą, powinno się je zatrudniać w CBŚ czy innych takich), pożegnałam się z Muminkami (nie na zawsze), a powitałam Młodego Wertera i jego cierpienia, które straciły swój urok dopiero kilka lat później, kiedy omawialiśmy je na lekcji języka polskiego.
     Od pierwszej klasy podstawówki miałam cudowne nauczycielki, wszystkie bez wyjątku. Kochałam pisać wypracowania i czytać lektury, ale to pani Monika, polonistka z liceum, podsunęła mi "Czarodziejską Górę" Manna i "Dzieje grzechu" Żeromskiego i uwielbiam ją za to. (Polecała mi też Prousta ale jeszcze nam jakos nie po drodze.)
     Mimo tego wszystkiego, nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego lubię książki. Lubię czekoladę, bo mi smakuje, a książki? No cóż. To prawdziwa jazda bez trzymanki na kolejce górskiej, jedna z najlepszych przygód w życiu. Książki są jak pierwsza miłość, zacięta walka bokserska i niepohamowana żądza do drugiego człowieka. Są jak deszcz spadochroniarzy - spektakl trwa chwilę, wygląda jak bajka,a jednak zostawia okruch wspomnień z tyłu głowy.

     Zbliżają się święta, więc jak co roku powtórzę z mamą ten sam dialog.
- Co chcesz pod choinkę?
- ...
- A oprócz książki?
- Dwie książki?
Mamy są najlepsze, zwłaszcza te czytające. A wymiana książkowa między mną, siostrą i mamą trwa cały czas.
- Mam nowe książki, chcesz?
- Głupie pytanie.



Jot.

3 komentarze:

  1. Fajny temat - rozważania nad lekturą. Muszę powiedzieć, że ja przez pewien czas - właśnie w późnej podstawówce i pierwsze 2 lata liceum, niewiele czytałam:( W wieku lat 11 trafiłam do klasy matematycznej, a etykietka "ściślak" nie usposobiała czytelniczo, bo przecież ściślak nic nie kuma z polskiego. Choć wcześniej dużo czytałam, w klasie matematycznej czytałam dużo mniej. Polonistkę miałam nudną, która zresztą za mną nie przepadała. Pamiętam, że tak się nudziłam, że liczyłam sekundy do końca lekcji, zawsze można było się przyjemnie dać zaskoczyć, że nużąca lekcja skończyła się wcześniej niż doliczyłam do oczekiwanej liczby sekund - dlatego, że co 100 sekund odejmowałyśmy, sprawdzałyśmy ile jeszcze. Oprócz tego ćwiczyłam palce (nie, nie, nie chodzi o masturbację pod stołem), po prostu tańczyłam kankana wskazujacym i środkowym, robiłam szpagaty i jakieś figury gimnastyki artystycznej, na którą byłam za stara w wieku lat 11 i wiłam palcami jak wąż naśladując BIlla Cosby'ego.

    Potem zaczęła się ukazywać Saga o ludziach lodu, którą czytałąm z ekscytacją, przy pierwszej książce zdając sobie sprawę, że ta konwencja to nie do końca literatura, jaką wcześniej czytałam. Ale przy trzecim tomie konwencja mi już nie robiła, a cieszyły mnie sceny erotyczne i opowieści o wyzwolonych czarownicach. Też chciałam taka być - nie umiałam tego nazwać, ale między innymi dlatego zakiełkował mój feminizm, zapewne.

    W liceum raz przyklejona etykietka "ściślaka", nie odpadała. Przejście z podstawówki do liceum zaskutkowało, że z rozprawek zamiast 4+ zaczęłm dostawać 3+ albo i 3= - wzruszałam ramionami - tak mam, nie jestem humanistką. Na polskim grałam w kółko i krzyżyk, albo nie przychodziłam.

    Koło trzieciej klasy liceum wróciłam do książek na dobre, skupiając się na przekazie (wcześniej też czytałam trochę PO ANGIELSKU, jakby książka nie miała treści, po prostu lubowałam się w słowach). No więc wróciłam do książek i zaczęłam je dopiero przeżywać. A jak zamieszkałam samodzielnie mając 18 lat, w czwartej klasie, fajnie się czytało przy doorsach i browarze/joincie. Szczególnie Keruaca. Pamiętam, jak czytalam On the Road, zresztą polecone przez Olgę, która zawsze mi imponowała oczytaniem. U mnie w domu, jak zwykle było zimno, to był jakiś listopadowy, czy grudniowy wieczór, a ja paląc samosieję, czułam się, jakbym razem z Keruaciem podróżowała przez Stany.

    A ostatnio napisałam tekścik do Zadry (tek drukowanej) - to się podzielę, a co, może się komuś będzie chciało zerknąć;)

    http://www.academia.edu/4178913/Dziewczyny_daja_popalic

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki - z tym mam lekki kłopot, bo nie umiem tego zagadnienie ugryźć z jednej strony. To czym są dla mnie. Bo czasem przedmiotem (lubię ładne rzeczy, estetyka ksiązki; moja hożowska pólka rozważana była z poziomu estetyki i z poziomu łóżka :) ). Czasem totalną rozrywką. Czasem intelektualną podróżą, a czasem tylko podróżą. Musiałam się przedrzeć przez niejedno kpiące spojrzenie - że się ukrywam za książkami, że to forma ucieczki (być może kiedyś tak było i czasem tak bywa), że noszę wysoką głowę, że się snobuję. Wiem jedno - gdyby nie inne światy - nie umiałabym funkcjonować w tym rzeczywistym. Że żyję w języku i w metaforze. Ptrzebuję tych właśnie narzędzi. Jeśli coś nazwę, jeśli "wymoszczę się" w metaforze - dotknę zjawiska, czy jakiejś emocji, a tym samym poczuję, że mój krok w tym punkcie jakoś jest pewniejszy. Dlatego czytam. I traktuję czytanie jako pisanie (za Susan Sontag) - i jakoś mi bardzo z tym po drodze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja po prostu czytam.

    OdpowiedzUsuń