niedziela, 15 września 2013

Projekt Norwegian

Siedząc na posterunku policji dziś rano, zastygłam. Wszystko zastygło we mnie, dostałam mały dokument i mogę tu żyć, mogę tu pracować, mogę umierać i mogę chodzić po tym kraju. Wpatrując się w okienko, patrząc na ludzi na politistation w Bergen, zdałam sobie sprawę, że życie to nieskończony potencjał. Moje ciało miało wciąż w sobie pamięć ostatniego kochanka, a każda cząstka mnie albo jego osiadła we mnie i nie dała się wydobyć. Więc siedziałam razem z tym uczuciem, też w jakiś sposób osiadła i byłam jak z powieści Joanny Bator, i czułam się wypełniona po brzegi. I że te kanty to moja wewnętrzna tożsamość, ten chaos uczuć, watpliwości, gniewu, zasad, przesady we wszystkim. Nie mam brzegów. A dziś szczególnie czuję, że ich nie mam. Granic. Nawet jeśli żyję w swojej głowie to moje życie to po prostu eksperyment. 

Trzy miesiące w Norwegii obliczone na jakieś odcinki stały się plątaniną zjawisk, rozmów, zawieszeń albo ludzko rzecz ujmując – życia.

Pachnę kawą i deszczem. 
Świat płynie, ale ten kierunek nie jest raz na zawsze i rozpromienia się po kilku. Zaburzona perspektywa, choć ulice tego miasta próbują być symetryczne, jak moje zdjęcia.

No i coraz więcej niewiadomych. Spraw albo przedmiotów. Ich poślednie miejsce. A tak bardzo nie chce mi się wracać do Polski, że aż rzygać mi się chce na samą o tym myśl. Patrzę na swoje ręcę i czasem nie mogę uwierzyć, że to moje ręce. Patrzę na swoje usta i nie mogę uwierzyć, że potrafią wypowiadać słowa, że są w stanie stworzyć świat zanim cokolwiek się stanie. Że te nierówności, że te dramaty jedną ręką można odjąć, że można po prostu stać obnażonym, a potem iść ulicą i żyć tylko dla kilku momentów, rozmów, ważności chwil, bez powtórzeń, bez chwytania, że można mieć kilka szmat na siebie. I to wszystko bez przymiarek.
Bergen – miasto do mieszkania.
Do pisania listów. Do dostawania listów.

A tymczasem zamieszkuję łóżko. Łóżko to jest kosmos. Papiery, książki, muzyka, kochankowie, sekrety, milczenie, ból, intelektualne spory ze sobą, trzymanie ręki na odległość z wszystkimi barwnymi przyjaciółkami - to mój los indywidualny. Poczułam to kilka dni temu przemierzając korytarze pełne zapachów, mroku, nastrojów. I płakałam patrząc na Muncha, a zdarzyło mi się to pierwszy raz. Teraz dyscyplinuję ciało, ale nie emocje. To znaczy przestałam pokładać ufnąć.

To poczucie, że jestem kobietą. Że mam przedmioty. Szafę wylewającą się z moimi koszulami, w pożyczonym pokoju na Kolostergaten. Książki mieszczące się w naparstku. A dziś zapragnęłam Muncha, a po nim zapragnęłam jeszcze więcej Muncha.
Mój norweski kontekst to wielość doświadczeń odczuwanych przez ciało, przez dotyk. Nawet jak zamykam oczy to wciąż jestem tu, a nie tam. W ogóle świat bez kontekstu mnie nie interesuje. Nie wierzę w pustkę czy próżnię. To zaludnianie przestrzeni odbywa się więc stopniowo. Ja, dziewczyna o zagiętych rogach.
Nocna kawa, mocna jak moje życie. Bo moje życie ma tyle kantów i ja mam tyle kantów, że chyba muszę to zaakceptować. Że nie jestem prostym rozwiązaniem. Że żyję w języku i że wiele rzeczy wynika z tego specyficznego rodzaju narracji.
Żyję w języku.
Kiedy on zadzwonił do mnie i powiedział, że jest praca, po prostu tu przyjechałam. Nie. To nie jest prawda. Pojechałam wszędzie już dawno w mojej głowie. Ten rodzaj podróżowania, ta wewnętrzna emigracja poprzedziła tą, na którą się zdecydowałam.
Żyję w języku. A teraz poznaję język innych plemion.
Pisania się.
Stwarzania.
Wypisywania skóry.
Bergen – uliczki – nie zwracam na nie uwagi.
Deszcze – nie widzę ich. Idzie najpierw moje serce w moim ciele. Idę przez siebie. Miasto jest potem, najpierw jestem ja.

Najpierw jestem ja – potem jest miasto.

/Norwegian Wood/

4 komentarze:

  1. Uwielbiam - mieszkanie na łóżku!
    A do tego katharsis deszczem w Bergen nocą - eh, sentyment;)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, mieszkanie na łóżku, to moje ulubiona przestrzeń! Zauważyłam, że zasypiam w otoczeniu przedmiotów przeróźnych..

    OdpowiedzUsuń
  3. jak się nie mieszczę zwijam się w kłębek, ale przedmioty jakoś cudownie ze mną kooperują, bo wyczuwają przestrzeń i potrzeby :)

    OdpowiedzUsuń