Kim
jestem.
Paroma
sukienkami.
Ostatnio
jestem weekendami, w kt się płynie bez trzymanki.
I
jakoś perspektywa wyjazdu do Polski stała się niepokojem. I on
wszedł mi do obiegu. A przecież plany nie istanieją w tutejszym
życiu. Są zamysły, domysły, jakieś pobudzanie losu, ale nie ma
planów, zwłaszcza tak dalekosiężnych. Chwilowość życia tutaj
to innego rodzaju chwilowość niż włoskie, czy hiszpańskie życie
chwilą. Ta nieustanna zabawa to z jednej strony bezgraniczne picie
wina a z drugiej wewnętrzy spokój i bezsresowe stawianie kroków.
Śpieszę się więc tylko w wybranych momentach, kiedy ktoś mówi,
że za 5 minut zdarzy się świat; kiedy każą mi się śpieszyć
TERAZ ale nie przekładają tego na POTEM. To zawieszenie i rwane
skoki są dziwne i wciąż stoję dłużej przed znakiem stop i nie
tak szybko potrafię odgrodzić się od stresu wpisanego w moją
narodową tożsamość.
Zatem
owszem, trochę się boję. Wyjazdowej dziury i innego postrzegania.
Boją się znów zamieszkać w świecie, w kt stres zjada się na
pierwsze śniadania. Przełykasz stres jak bułkę. Moje ciało
rozluźniło się lekko, choć wciąż jest napiętę w oczekiwaniu
na nagły cios, nagły gniew i nagłe przywrócenie poprzedniej
optyki.
Boję
się więc też z własnego a nie cudzego powodu. Że jak samotna
orbita przewrócę się bo zapomniałam jak się szybko omija
przeszkody. Jak absurd potrafi mieć gorzki smak, a samotność
człowieka musi być podtrzymywana nieważne co. Za wszelką ceną. A
cena jest niemała.
Boję
się też pozostawienia. A przecież to ja pozostawiłam.
Konstruowanie świata przez zaprzeczenie– jeśli nawet. A jeśli
nawet!
Istnienie
na innej planecie od 4 miesięcy jest jednak dużym i mocnym
eksperymentem, dlatego moje ciało nabrzmiało obawą przedwyjazdową
z prozaicznego przyzwyczajenia a nie z rzeczywistego (czyżby?)
poczucia. Zbliżam się do niepokoju, dlatego się niepokoję.
Mój
polski przyjaciel popadł w świat sztuki i nie pisze do mnie.
Mój
norweski przyjaciel bije brawo i kibicuje krokom nawet jeśli się
mylę.
Różnice nie tyle nakładają się na siebie wyraźnie, co tworzą
geometryczne skosy i krzywe. Nie ma prostych analogii. Norwegia
przestała być metaforą. Zaczyna być żywa. W jakiś sposób mnie
przejmuje. W jakiś sposób ja zaczynam przejmować się nią.
Kupując rano śniadanie widzę poranne norweskie przyzwyczajenia, kt
nie są zdaniami z czytanki. Są tym, co robią ludzie tutaj.
Najpierw idą do pracy, potem piją kawę a potem nieśpiesznie
podnoszą się z krzeseł i zupełnie leniwie wmaszerowują do swoich
zadań, kt zresztą nie trakują jak zadania. I chodzą.
Przemieszczają się. Łażą. Chodzą. A potem przychodzi pierwsza
przerwa i zasiadają do kawy i do stołu. I wlewają w siebie czarną
i mocną kawę bez znieczulenia. I odurzają się nią. Z najlepszego
ekspresu moccamaster, kt, jeśli sobie kiedyś kupię, będzie
oznaczył moje tutaj zamieszkanie.
/Norwegian Wood/
Tak, chyba tak to wygląda. Kupienie ekspresu będzie oznaczało rozpoczęcie kolejnego etapu, czy bardziej stałego? Tego nie wie nikt, ale jak Ci jest w tym zawieszeniu? Smakujesz obecną sytuację maksymalnie czy nadal się rozglądasz?
OdpowiedzUsuńSmakuję i się rozglądam, a sinusoida moich nastrojów jest rysunkiem technicznych choć opowiada rzeczy abstrakcyjne..
OdpowiedzUsuńChyba potrzebuję dystansu teraz, jakiegoś oddalenia, bo wszystko jest takie rwane i czasu brak na oddech.
Dystans to dobra rzecz byle z rozmysłem, bo czasem można przekroczyć granicę i zapomnieć drogi powrotnej...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się - tam dom Twój, gdzie Ekspres do Kawy Twój;)
OdpowiedzUsuń