poniedziałek, 23 września 2013

Odbijam się w szybie jak ten dźwig

Kim jestem.
Paroma sukienkami.
Ostatnio jestem weekendami, w kt się płynie bez trzymanki.
I jakoś perspektywa wyjazdu do Polski stała się niepokojem. I on wszedł mi do obiegu. A przecież plany nie istanieją w tutejszym życiu. Są zamysły, domysły, jakieś pobudzanie losu, ale nie ma planów, zwłaszcza tak dalekosiężnych. Chwilowość życia tutaj to innego rodzaju chwilowość niż włoskie, czy hiszpańskie życie chwilą. Ta nieustanna zabawa to z jednej strony bezgraniczne picie wina a z drugiej wewnętrzy spokój i bezsresowe stawianie kroków. Śpieszę się więc tylko w wybranych momentach, kiedy ktoś mówi, że za 5 minut zdarzy się świat; kiedy każą mi się śpieszyć TERAZ ale nie przekładają tego na POTEM. To zawieszenie i rwane skoki są dziwne i wciąż stoję dłużej przed znakiem stop i nie tak szybko potrafię odgrodzić się od stresu wpisanego w moją narodową tożsamość.
Zatem owszem, trochę się boję. Wyjazdowej dziury i innego postrzegania. Boją się znów zamieszkać w świecie, w kt stres zjada się na pierwsze śniadania. Przełykasz stres jak bułkę. Moje ciało rozluźniło się lekko, choć wciąż jest napiętę w oczekiwaniu na nagły cios, nagły gniew i nagłe przywrócenie poprzedniej optyki.
Boję się więc też z własnego a nie cudzego powodu. Że jak samotna orbita przewrócę się bo zapomniałam jak się szybko omija przeszkody. Jak absurd potrafi mieć gorzki smak, a samotność człowieka musi być podtrzymywana nieważne co. Za wszelką ceną. A cena jest niemała.
Boję się też pozostawienia. A przecież to ja pozostawiłam. Konstruowanie świata przez zaprzeczenie– jeśli nawet. A jeśli nawet!
Istnienie na innej planecie od 4 miesięcy jest jednak dużym i mocnym eksperymentem, dlatego moje ciało nabrzmiało obawą przedwyjazdową z prozaicznego przyzwyczajenia a nie z rzeczywistego (czyżby?) poczucia. Zbliżam się do niepokoju, dlatego się niepokoję.
Mój polski przyjaciel popadł w świat sztuki i nie pisze do mnie.
Mój norweski przyjaciel bije brawo i kibicuje krokom nawet jeśli się mylę.

Różnice nie tyle nakładają się na siebie wyraźnie, co tworzą geometryczne skosy i krzywe. Nie ma prostych analogii. Norwegia przestała być metaforą. Zaczyna być żywa. W jakiś sposób mnie przejmuje. W jakiś sposób ja zaczynam przejmować się nią. Kupując rano śniadanie widzę poranne norweskie przyzwyczajenia, kt nie są zdaniami z czytanki. Są tym, co robią ludzie tutaj. Najpierw idą do pracy, potem piją kawę a potem nieśpiesznie podnoszą się z krzeseł i zupełnie leniwie wmaszerowują do swoich zadań, kt zresztą nie trakują jak zadania. I chodzą. Przemieszczają się. Łażą. Chodzą. A potem przychodzi pierwsza przerwa i zasiadają do kawy i do stołu. I wlewają w siebie czarną i mocną kawę bez znieczulenia. I odurzają się nią. Z najlepszego ekspresu moccamaster, kt, jeśli sobie kiedyś kupię, będzie oznaczył moje tutaj zamieszkanie.
/Norwegian Wood/

4 komentarze:

  1. Tak, chyba tak to wygląda. Kupienie ekspresu będzie oznaczało rozpoczęcie kolejnego etapu, czy bardziej stałego? Tego nie wie nikt, ale jak Ci jest w tym zawieszeniu? Smakujesz obecną sytuację maksymalnie czy nadal się rozglądasz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Smakuję i się rozglądam, a sinusoida moich nastrojów jest rysunkiem technicznych choć opowiada rzeczy abstrakcyjne..
    Chyba potrzebuję dystansu teraz, jakiegoś oddalenia, bo wszystko jest takie rwane i czasu brak na oddech.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dystans to dobra rzecz byle z rozmysłem, bo czasem można przekroczyć granicę i zapomnieć drogi powrotnej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się - tam dom Twój, gdzie Ekspres do Kawy Twój;)

    OdpowiedzUsuń