Bergen
o 5 rano jest pastelowe, ale nie tym rodzajem koloru jak z Chagalla.
Przeważają soczyste błękity i świeżość deszczu, kt nawet
jeszcze nie ma, choć przecież jest figurą retoryczną tego miasta.
Nie
pędzę przez ulicę, choć jednak pędzę. Ruch porannej zmiany
nawal jest jakby spacerowaniem dla przyjemności. Nerwowość kroku,
kt do tej pory nie mogę się pozbyć nie wynika z narzuconej
dynamiki, przywiozłam ją ze sobą. Tak trudno mi jeszcze spowolinić
obawy, bo przypomina to jedno z zadań z gimnastyki – jednocześnie
ruszać w prawo prawą ręką a w lewo lewą. Jeśli mam zwolnić
obawy, powinnam także zwolnić marzenia. Albo chociaż ich
obietnice. Jednak marzenia porywają mnie w tak niebywale przewrotny
sposób, że nerwowo przyśpieszam kroku pędząc ku nim.
I
tak – szłam dziś, a to dziś zaskoczyło mnie od nowa.
Pracuję
na budowie rewitalizowanej Filharmonii Edvarga Griega. Nie wiem w
zasadzie co jest mocniejsze – czy to, że rzeczywiście pracuję na
budowie, czy to, że pracuję na budownie w filharmonii.
Chodzę,
dźwigam, szarpię się, wynoszę, podnoszę. Kurz i magiczne pyły
mam w każdej szczelinie ciała. Piję kawę i myślę na 200%, i nie
myślę na 300%. Jest to b.dziwny sposób niemyślenia, a raczej nie
rozmyślania. Albo raczej nie myślenia ale rozmyślania, Tylko
podmiot zamienił się na przedmiot, w sensie nie myślę o sobie,
jestem tylko oczami. Używam rąk, choć przecież one nie odczuwają,
to bardziej serce pracuje. Jeden dzień pozwolił mi wejść w
szczeliny tego miejsca, kt muszę przynać tak bardzo mi brakuje.
Choć pluję i się zrzymam to brakuję mi tego rodzaju uczestnictwa.
Tego „robienia”, zaglądania. Zlizywania kurzu z krzeseł
czakających na widzów. Tu nie zlizuję. Tu układam w stosy, chodzę
po labiryncie. Jest szatnia bo są wieszaki. Jest scena, bo nawet
jeśli pracują wiertarki i odkurzacze to dźwięk jest czysty i
uniwersalny. Płaczący jakiś. Nie jest to lament. Jest to raczej
opowieść o ludzkiej kondycji. O zbliżaniu się do punktów, dzieki
kt możemy pójść dalej.
I
wirujące, jak żagle. płótna składane na dziedzińcu z widokiem
na Ulriken.
I
ja zawieszona pomiędzy tym co muszą robić moje ręcę i tym co
będą kiedyś robić. Z emocją tak wielką, że aż
niewypowiedzianą.
Praca na budowie w kasku! To jest grrl power. Szacun! No i ten Grieg.
OdpowiedzUsuńJednak to ten wysiłek skłania Cie do refleksji, a nie myśląc myślisz dwa razy więcej niż Ci się wydaje. Podpisuję się pod Olą, szacun! Nie tylko za wysiłek ale za odwagę!
OdpowiedzUsuń